Tereny > Las

Polana

<< < (2/2)

Whiskey Jack:
Sadon, ponieważ takie imię nosił facet, który wszedł jako drugi z ludzi, obrócił się tak, aby widzieć wszystkich obecnych naraz. Był szpiegiem, informatorem wysłanym przez Alex. Jego nadaniem było bacznie obserwować i zapamiętywać, a niekoniecznie ingerować, co też właśnie w tej chwili czynił. Przyjrzał się uważnie wilkom, z których jeden siedział na drzewie, a drugi pod nim. Oczywiście żaden z nich nie był w rzeczywistości wilkiem, przynajmniej nie zwykłym. Tyle mógł zauważyć na pierwszy rzut oka. Na drugi zauważył, że jeden z tych wilków-nie-wilków pasuje do opisu podanego przez Alex - prawdopodobnie był to półdemon, który na mocy specjalnego traktatu został wpuszczony do Pandemonium jako jeden z Siedmiu. Pytanie tylko, który. Sadon szybko odrzucił w myślach pięcioro z nich - nie pasowali do opisu. Zatem mógł to być Ian z Watahy Pierwotnych, bądź Balthazar. Jednak Balthazar był samotnikiem i wyrzutkiem, nie ufającym nikomu i wszędzie węszącym spisek, natomiast z tym basiorem był jeszcze inny, wyglądający bardziej demonicznie. Sadon doszedł więc do wniosku, iż musi to być Ian i jego demoniczny brat, którego imienia informator nie znał. Zwracał jednak baczną uwagę na szczegóły, takie jak znaki na futrze Iana, czy naszyjniki drugiego basiora, których jednak nie widział zbyt dobrze z tej odległości.
Zapamiętał dokładnie wyglądy obu basiorów, na przyszłość, po czym skupił swoją uwagę na właściwym celu - facecie, który opierał się o drzewo paląc papierosa. Był to jeden z najtrwalszych i najgorszych wrogów Alex, niejaki Whiskey Jack, co znaczyło mniej więcej tyle, że każde ich spotkanie kończyło się walką i wzajemnym zmasakrowaniem, jednak żadne z przeciwników nie miało zamiaru dobić drugiego. Według Alex bijatyki z jej arcywrogami były zbyt przednią zabawą, by zakończyć je śmiercią wroga. Walczyli tak już od wieków, i Sadon mógłby przysiąc, że żadne z nich nie pamięta już, o co walczą.

Gareth:
Jeden z tych gości obczajał mnie bezczelnie spojrzeniem. Zmarszczyłem tylko brwi i już miałem obrócić się w popiół, gdy nagle silny ogon Garetha oplótł się wokół mojego brzucha. Wbrew własnej woli zostałem brutalnie podciągnięty do góry i zawieszony w dość niewygodnej pozycji tuż przed pyskiem leniwie rozwalonego na gałęzi Garetha. Wyburczałem coś pod nosem, ale Gari szybko uciszył mnie, wzrokiem unieruchamiając moją szczękę. Wkurzyło mnie to tylko bardziej, na tyle, że krztusząc się już przez zaciśnięte szczęki zacząłem machać łapami, aby dosięgnąć demona. ten jednak tylko bez żadnego wysiłku odholował mnie nieco dalej od siebie, na tyle, na ile pozwalał mu jego ogon, po czym zerknął na pozostałych, dziwnym trafem znajdujących się na tej samej polanie co my. Jeden z nich najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z obecności drugiego - a ich obydwu Gareth skrzętnie ignorował.
*Inny, lepiej przygotuj się ma małą escaramuza, gdyż zaraz może zjawić się tu ktoś... Niepożądany.*, Gari posłał mi znaczące spojrzenie. Co prawda nic mi ono nie mówiło, ale basior chyba po raz pierwszy w życiu był poważny, więc skinąłem tylko głową, nie wykłócając się. Zachichotał od niechcenia.
*Jak zwykle, tonto, jak zwykle... Ale teraz nie musisz nic rozumieć. To tylko taka mała... Informacja.*, Gari pomyślał chwilę, po czym - wykorzystując moje chwilowe zawahanie - puścił mnie nagle. Przyrąbałem podbródkiem prosto w jakiś cholerny kamień, ale przynajmniej mogłem już rozewrzeć szczęki. Nie uśmiechało mi się tylko to, że teraz nowi mogli zwrócić na mnie uwagę. Ciekawiło mnie także, co też Gareth wyczytał z myśli nowo przybyłych oraz co miał na myśli mówiąc o "niepożądanym gościu".

Whiskey Jack:
Whiskey Jack zaciągnął się dymem i wolnym, niemalże leniwym krokiem podszedł do Sadona, to otwierając, to zamykając z trzaskiem zapalniczkę. Chcąc nie chcąc, Sadon zauważył, że zapalniczka ma kształt prostopadłościanu i jest srebrna, a na jej ściankach są wygrawerowane napisy w obcym języku. Klikanie go irytowało, jednak nie dał tego po sobie poznać, w końcu właśnie tego chciał Whiskey Jack - wytrącić go z równowagi. Niedoczekanie. Jeśli chodzi o cierpliwość, Sadon był lepszy nawet niż Alex, a to już coś. Żeby wyprowadzić go z równowagi trzeba było czegoś więcej niż nędzne próby Whiskey Jacka.
Wisakedjak wciąż się zbliżał, aż w końcu stanął tak blisko, że Sadon mógłby mu bez problemu odgryźć nos, po czym zgasił na jego ramieniu papierosa i minął go, wciąż patrząc mu w oczy. Sadon obrócił tylko za nim głowę. Wiedział, że Whiskey Jack nie ma zamiaru go zaatakować - i dobrze, bo Sadon był niestety od niego sporo młodszy i nieporównywalnie słabszy, choć równie przebiegły - jednak całe jego jestestwo, zachowanie, go irytowało. Wiedział, że nie powinien go mimo wszystko lekceważyć, ale uznał, że raz na jakiś czas może zrobić coś szalonego.
Z silnym postanowieniem ignorowania okrążającego go demona wcisnął ręce do kieszeni i podszedł do dwóch wilkopodobnych demonów, które chyba na coś czekały.
Zerknął na osobnika na drzewie, po czym kiwnął głową granatowemu wilkowi. Wydawał się być bardziej skory do pomocy czy rozmowy niż ten na drzewie, ale hej, pozory mogą mylić.

Gareth:
Czy ten gościu właśnie kiwnął mi głową? Uniosłem tylko brew. Nie znałem go, a on nie znał mnie, więc najwyraźniej miał w zamierze jedynie się przywitać. Dość niechętnie, z pewną dozą ostrożności, odkiwnąłem mu, niemal natychmiast zapominając, co pomyślał do mnie Gareth. Chciałem mieć go na oku, może nie tyle pilnować, gdyż to z góry skazane było na niepowodzenie, ale przynajmniej sprawiać wrażenie, że panuję nad nim i choć po części rozumiem, co on tak właściwie zamierza. Dobiegło mnie gdzieś z góry jego prychnięcie. Szybki look na drzewo dał mi wgląd w zajęcie, jakiemu aktualnie oddawał się demon - wyglądało na to, iż Gari struga coś zawzięcie mocą w drewnie, ignorując wszystko i wszystkich. Dosłownie, gdyż wokół niego siedziało spore stadko dziwnych, jakby zgniłozielonych ptaków o czarnych dziobach. Wszystkie z zapartym tchem wpatrywały się w dzieło tworzące się w łapach Garetha. A przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy. Nie zdążyłem jednak zwrócić mu uwagi czy choćby zapytać, co tu się właśnie wydarza, gdyż ubiegł mnie z radosnym, lekko tajemniczym błyskiem w ognistym oku.
- Oh, niño, jakiś ty... Krótkowzroczny. Jak wszystkie te los lobos teraz... Gdzie te czasy, gdy wilki potrafiły dyskutować... - starannie omijał mnie wzrokiem, w zasadzie cały czas wgapiając się w swoje długie szpony. Ni w ząb nie zrozumiałem o co mu chodziło - bo w sumie kto by to ogarnął? Gareth myślał takimi ścieżkami, że lepiej było dla własnego dobra się w nie nie zagłębiać. No bo co miał kiepski wzrok do haremu zgniłych ptaków? Gari tylko prychnął, a jego zwielokrotniony dziwnym echem chichot potoczył się po polanie. Pokręciłem głową, zdegustowany.
- Really? - prychnął ponownie Gareth. Przez chwilę jak zwykle nie rozumiałem o co chodzi. Przez długą chwilę. Bardzo długą. - Rusz mózgownicą, tonto, ostrzegałem cię przed jej przybyciem...

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej