44
« dnia: Listopad 18, 2014, 21:00:18 »
Poczułam przemożną chęć wybuchnięcia śmiechem, ale to nie był najlepszy czas na to, a poza tym pamiętałam aż za dobrze reakcję Loli. Najwyraźniej otoczenie woli, bym była pesymistką. Spojrzałam ponuro na odskakującego od okna ludzia.
- Yhm. Ale my wciąż się nie znamy. - spojrzałam na tego starszego bystro. - Jestem Jacqui. Jack. - nie wyciągnęłam do nich ręki, nie bardzo miałam jak. Zawinęłam do góry jedną połę koszuli i umocowałam przy szyi, tworząc prowizoryczny temblak dla złamanej ręki.