Whispers In The Dark
Miasto => Park => Wątek zaczęty przez: Carry/Cash w Listopad 11, 2014, 12:56:52
-
Ścieżki. Z drzewami po bokach.
-
Weszłam na ugiętych łapach, czujnie się rozglądając. Złamana kość dawała o sobie znać, co jakiś czas odbierając mi czucie w kończynie. Chwyciłam w pysk pistolet, mając język na spuście, ot, w razie czego.
-
Wszedłem. Nie zauważyłem nikogo w pobliżu mnie, więc rozłożyłem skrzydła, przeciągając się. Ziewnąłem. Zdecydowanie za długo siedziałem w domu. Odbiłem się od ziemi, machając skrzydłami i wzbiłem się ponad drzewa. Zacząłem krążyć nad parkiem.
-
____________________
W ogóle już nie ma ludzi, kurczę ;-;
-
Natychmiast dostrzegłam intruza. Położyłam się płasko na ziemii, odbezpieczając pistolet. (Beretta 92FS xD)
-
Zacząłem robić powietrzne akrobacje, by po prostu poćwiczyć.
-
Zignorowałam obcego. Zaczęłam międlić w pysku Berettę. *Tu Jack, jakiś idiota miota się po terenie. Może zwabić szklanych*, wysłałam myśl do Carry'ego, Cash'a, Crake'a i Fonrar.
Aham, i to nie jest obraźliwe, po prostu Jack taka jest ;^;
-
Po chwili wylądowałem i złożyłem skrzydła. Ziewnąłem i zacząłem spacerować.
-
Usłyszałam pisk Carry'ego, oczywiście nie wiedząc, że to on. Wyplułam na chwilę pistolet i spojrzałam na swoją złamaną łapę. Kość co chwilę rwała mnie tępym bólem, ale poza tym było okej. Wymacałam na plecach łuk, po czym ponownie chwyciłam w pysk Berettę.
-
Wciąż spacerowałem. Letty siedział mi na ramieniu.
-
Wyjrzałam na chwilę z dość wysokiej jak na park trawy i rozejrzałam się. Nikogo 'godnego uwagi', jak okiem sięgnąć. Czysto. Spojrzałam w niebo, szukając jakiegoś zbłąkanego promyka, który oznajmiłby mi, że szklani są gdzieś w pobliżu.
-
Spacerowałem.
-
*Nikogo 'godnego uwagi'*, wysłałam swoje spostrzeżenia na temat szklanych do Crake'a. *Nawet żadnych zwierząt, gołębi czy wiewiórek, nic. Cisza przed burzą?*
-
*Tu też czysto. Tylko jeden niespodziewany gość, ale chyba nie stanowi zagrożenia. Bez odbioru.*
-
Zdenerwowałam się nieco. Crake bawił się w najlepsze w zgadywanki i walkie-talkie, co mnie wkurzało. Nie odezwałam się już więcej, jak nie chce powiedzieć, o kogo mu chodzi, to niech nie mówi. Podreptałam przednimi łapami w miejscu, dało radę wytrzymać z tą złamaną kością. Czyżby już mi się zrastała? Przypadłam niżej do ziemi, międląc Berettę w pysku.
-
Zamachałem skrzydłami, dość leniwie i usiadłem na jednej z ławek.
-
W parę minut zdążyłam się już opanować. Odłożyłam ostrożnie pistolet, rozglądając się czujnie za szklanymi, w końcu miałam patrolować teren, a nie bawić się Berettą i gadać z Crake'em. Ale tak w zasadzie... Przydałyby się krótkofalówki dla wszystkich, żeby móc się skontaktować z Carry'm i Cash'em. Z tego, co wiedziałam, Fon chyba umiała się porozumiewać telepatycznie.
-
Położyłam łapę na pistolecie, po czym zdjęłam z grzbietu łuk. Nacudowałam i jakoś założyłam strzałę na cięciwę. Berettę ponownie chwyciłam w pysk.
-
Weszłam powoli, uważnie się rozglądając. Zgubiłam gdzieś komórkę - prawdopodobnie parę dni temu - zgubiłam gumkę do włosów, zgubiłam grzebień, zgubiłam ogryzek ołówka, no i zgubiłam siostrę. A teraz jeszcze samą siebie zgubiłam. Nie miałam najmniejszego pojęcia gdzie jestem, ale to już nie problem, bo i tak nie miałam skąd się dowiedzieć, a poza tym do życia mi ta wiedza nie była potrzebna. A propo's życia... Zacisnęłam pięści. Ten zdrajca już długo nie pożyje, niech ja go tylko znajdę. Zapłaci za to, co zrobił mnie i mojej siostrze.
Rozejrzałam się jeszcze raz, wciąż idąc ścieżką. Dostrzegłam coś rudego czającego się w krzakach, na szczęście daleko ode mnie, i kogoś siedzącego na ławce, nie byłam jednak pewna czy jest pokojowo nastawiony, czy to człowiek ani czy w ogóle żyje. Toteż zatrzymałam się i, obserwując obcych kątem oka, zaczęłam w razie czego obmyślać plan ucieczki.
-
Wiatr powiał w moją stronę, niosąc ze sobą zapach jakiegoś ludzia. Dotknęłam językiem spust Beretty i wyjrzałam na sekundę z trawy, zaraz się chowając. Jakaś kobieta. Może nie zwróci na mnie uwagi, a jak nie, to cóż - będę musiała improwizować. *Brak szklanych, ale pojawiła się jakaś kobieta, wygląda na wkurzoną. Chyba mnie zauważyła, ale nic nie robi. Zaczekam, jakby co, użyję łuku.*, wysłałam myśl do reszty.
-
Wpadłam w końcu na genialny - moim zdaniem - pomysł, że jeśli pójdę do szpitala, na bank kogoś spotkam. W końcu w szpitalach zawsze jest mnóstwo ludzi, nie? Zadowolona z siebie, wyszłam.