Whispers In The Dark
Mieszkania => Zamek Carry'ego => Wątek zaczęty przez: Carry/Cash w Listopad 11, 2014, 16:58:07
-
Pod jedną ścianą stoi duże łóżko z rzeźbioną ramą. Po jego obu stronach stoją szafki nocne, w całości zastawione książkami. Jedną ścianę pokoju zajmuje okno z kanapą na parapecie, nic więcej tam nie ma. Dwie pozostałe ściany zastawione są regałami z książkami. W rogu stoi rzeźbione krzesło.
-
Wszedł Carry. Zmienił się w człowieka. Podszedł do okna i usiadł we wnęce, patrząc przez szybę na ogród w dole.
-
Wziął pierwszą lepszą książkę z brzegu i zaczął czytać.
-
*Trzęsienie ziemi*
-
Carry zachwiał się i spadł z parapetu. Na podłodze wylądowała połowa książek i w końcu trzęsienie ziemi ustało. Carry wstał i otrzepał się, rozglądając ze zdumieniem.
Wszedł Cash, ciągnąc za sobą Jacqui.
-Jest ranna. - powiedział do brata, prowadząc dziewczynę do łóżka. Posadził ją na nim i otworzył drzwi Alexowi.
-
Wszedł. Usiadł i szczeknął przyjaźnie na powitanie Carry'emu.
-
Carry ledwo spojrzał na psa. Nadal nie wiedział co się stało, i czemu właściwie oni wszyscy do niego przyszli.
-
Machnął ogonem.
-
Cash zaciągnął Carry'ego na drugą stronę pokoju.
-Miałem wizję. - mruknął, wyglądając przez okno. -To już nie jest ten sam świat co był.
-Co ty bredzisz? - Carry potrząsnął głową ze zdumieniem. -O co ci chodzi?
-Jesteśmy jakieś...Nie wiem! Osiemdziesiąt, sto lat później? Jakbyśmy przeskoczyli w czasie. Nie widzisz swoich mebli? Są...Nie wiem, jakby postarzałe. Brakuje połowy książek. Jest cały czas ciemno, nawet światło jest dziwne. A twoje okno w jednej trzeciej porósł bluszcz.
Carry rozejrzał się, marszcząc brwi. Cash miał rację.
-Czyli...co się właściwie stało?
-Nie wiem. To jakiś przeskok w czasie. Tu jest coś niebezpiecznego, coś... - Cash zamknął oczy i skoncentrował się. -Coś ze szkła. Nie, z kryształu. Łowcy. Kryształowi Łowcy. Polują na ludzkich niedobitków. Ostatnie dziecko urodziło się jakieś sześćdziesiąt lat temu. Nie ma już ludzi młodych. W ogóle już prawie nie ma ludzi. Światem rządzi już co innego.
-Łowcy? - spytał Carry, ale Cash potrząsnął głową, otwierając oczy.
-Nie. Kryształowi Łowcy to maszyny, jedynie narzędzia. Na Ziemi panują zwierzęta, ale nie normalne, tylko hybrydy. Te małe są teraz ogromne, a te duże - jeszcze większe. Ale nad nimi ma władzę ktoś jeszcze. Tylko nie wiem, kto.
-
Zaskomlił cicho. Spojrzał na nich.
-
[Wciągnięta]
Siedziałam spięta na łóżku. Ci faceci nie wyglądali na zbytnio groźnych, ale pozory mylą, toteż nie pozwoliłam sobie na rozluźnienie się. Może kiedyś będę się czuła swobodnie w towarzystwie, ale teraz to raczej nie nastąpi.
Chwila...
Co oni mówią?
Że minęło 80 lat?
Jak?
Gdzie?
Kiedy?
- Przeskok w czasie? - spytałam cicho, powtarzając słowa tego młodszego, który nie wiedzieć czemu mnie tu przytargał. - Takie bum i science-fiction jest realem, a ty, pif paf, nie żyjesz? - sprecyzowałam na wiadomy tylko mnie i Crake'owi język.
-
Podszedł do dziewczyny. Położył jej pysk na kolanie. Spojrzał na nią wzrokiem, który mówił 'No-weź-mnie-pogłaszcz'.
-
Obnażyłam zęby, ale nic nie zrobiłam. Z wahaniem poklepałam psa po łbie prawą ręką. Lewą przycisnęłam do ciała.
-
Uśmiechnął się po psiemu. Miała wygodne kolano.
-
Podparłam lewą rękę prawą i syknęłam z bólu.
-
Zaskomlał cicho.
-
Wstałam i wyjrzałam ostrożnie przez okno, przyklejona do ściany. W oddali zauważyłam błysk słońca odbitego w czymś, co przypominało szklaną bryłę. Istota poruszała się i zauważyłam, że leci w naszą stronę. Instynktownie schowałam się, by mnie nie zauważył, ale po chwili ponownie zerknęłam przez okno. Szklany pterodaktyl usadowił się na dachu jakiegoś wysokiego budynku w oddali. Był wielki, ale znajdował się za daleko, by mógł nas dostrzec.
-
Szedł cały czas koło nogi Jacqui. Cały czas machał ogonem.
-
Zmrużyłam oczy, wpatrując się w pterodaktyla.
-
Trącił nosem jej rękę.
-
Cash spojrzał na Jacqui i zamrugał.
-No, coś w tym stylu.
Carry wpatrzył spojrzał na pterodaktyla i odskoczył od okna.
-
Poczułam przemożną chęć wybuchnięcia śmiechem, ale to nie był najlepszy czas na to, a poza tym pamiętałam aż za dobrze reakcję Loli. Najwyraźniej otoczenie woli, bym była pesymistką. Spojrzałam ponuro na odskakującego od okna ludzia.
- Yhm. Ale my wciąż się nie znamy. - spojrzałam na tego starszego bystro. - Jestem Jacqui. Jack. - nie wyciągnęłam do nich ręki, nie bardzo miałam jak. Zawinęłam do góry jedną połę koszuli i umocowałam przy szyi, tworząc prowizoryczny temblak dla złamanej ręki.
-
-Carry. - starszy kiwnął głową Jacqui, wciąż kątem oka obserwując pterodaktyla w dali.
-Cash. - Cash uśmiechnął się lekko do dziewczyny i spojrzał na psa. Zmienił się w wilka. -A ty?
-
- Alex - machnął ogonem.
-
______________________
Od kiedy Alex to Cash? ::)
-
Syru się konta pomyliły xD
-
-Cash, to Carry, Jacqui. - Cash przedstawił resztę i zmienił się w człowieka.
_________________
Nom, nie spojrzałem, kto jest zalogowany xD
-
_________________________
Wiem. XD
-
Nwm co pisać ;^;
-
Carry spojrzał na ranną dziewczynę.
-Jacqui, chodź do szpitala. Musimy...Muszą ci nastawić rękę. - powiedział powoli. Cash spojrzał na niego, marszcząc brwi.
-
Kiwnęłam głową, niemalże nie zauważając tego zawahania się Carry'ego.
-
-To chodź. - Carry wyszedł, machając na resztę. Cash podszedł do Jacqui i pomógł jej wstać, przytrzymując pod ramieniem.
-
Wyszłam, dość niechętnie korzystając z pomocy mężczyzny. Nie lubiłam litości... Ale może to nie była litość, tylko cuś zakodowane w moim umyśle.