Tereny > Dżungla

Dżungla

<< < (2/6) > >>

Joseph Hayden:
-Dlatego mapa nie zawadziłaby. - stwierdził, ścierając resztki krwi z szyi i ramienia zakładając ponownie kurtkę. Wstał i podszedł do konia. Kiedy dotknął jego łba, na dłoni zaświecił mu na czerwono okrągły znak.

Gareth:
- Chyba nie sądzisz, nino, że ci ją narysuję, neh? - przewrócił szkarłatnymi oczami. Wstał i przeciągnął się leniwie. Machając na wszystkie strony ogonem, spojrzał w niebo, a właściwie w gęste poszycie drzew.

Joseph Hayden:
-Nie, nie sądzę. - mruknął. Podszedł do toreb przytroczonych do siodła i odpiął łopatę. Podrzucił ją w dłoni, przyglądając się metalowej części, po czym wbił ją w ziemię i oparł się o nią. Odgarnął włosy z czoła i spojrzał na demona.
-Wyczuwasz może, czy jest tu pod ziemią woda?

Gareth:
- A skąd pomysł, że ci z tym pomogę, nino? - wyszczerzył się leniwie Gareth, przymykając oczy i zerkając raz jednym okiem, raz drugim na małą jamę pod pobliskim drzewem. Ziewnął po raz kolejny i jakby od niechcenia machnął ogonem, trafiając jego końcem w owe drzewo. Rozległ się głośny trzask, a na korze zostało dość głębokie wcięcie, jak od siekiery. Huk rozniósł się po dżungli. Z jamy wśród korzeni drzewa wyleciał przerażony hałasem spory szczur. Gari jakby tylko na to czekał. Wyciągnął łeb w stronę gryzonia szybkim, smoczym ruchem i pochwycił go w długie śnieżnobiałe kły, pomiędzy którymi przeskakiwały maleńkie niebieskie wyładowania elektryczne. Szczur nie zdążył nawet pisnąć, prawdopodobnie nawet nie zauważył, że został żywcem pożarty przez demona. Gareth połknął stworzenie i oblizał się dokładnie długim, wężowym językiem. Zerknął na ludzia.
- Oh, perdoname, może chciałbyś się poczęstować, pequenio? - wyszczerzył się. Mimo wcześniejszych słów, zgarbił się, pochylając się nad ziemią i zaczął węszyć. Mocą zbadał dokładnie teren i wyprostował się, oblizując pysk.
- Tam, dalej, jest małe źródło wody, nino. Ni lo mencione.

Joseph Hayden:
-Może bym się nawet skusił, ale innym razem. - Joseph uśmiechnął się lekko, wyciągnął łopatę i zaczął kopać, ale nie w miejscu wskazanym przez Garetha, tylko trzy metry od swojego konia. Po kilkunastu minutach stał już w metrowym, niedużym dole. Przerwał na chwilę, poprawił opaskę na czole i oku i spojrzał jedynym okiem na demona.
-Zwą cię jakoś?

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej